Początek


Schowałam się pod lichym daszkiem. Deszcz zacinał okrutnie, aż trudno uwierzyć, że to początek grudnia, a nie październik. Próbowałam po raz trzeci odpalić papierosa... Tam, wiem - rozsądek zakazuje. Ale gdy przychodzi taki moment, jak ten, odruchowo szukam zapalniczki. Piątek, prawie 19.00. Umówiłam się na pseudo służbowe wyjście. Jestem spóźniona, ale co mi tam... Nie będę zaraz wychodzić na jednego przecież. Odpaliłam w końcu. Słomkowe mentole, od których można zakwasów za uszami dostać. Zaciągnęłam się niespiesznie. Przed mną brukiem płynęła rzeka, studzienki nie nadążały zbierać opadów. Po drugiej stronie ulicy raźno dreptała młoda dziewczyna w stroju moro. Miała na plecha ciężki tobół, a włosy przykleiły jej się do czoła. Nagle zatrzymała się, spojrzała na mnie, jakbym ściągnęła ją wzrokiem. Przeszła przez ulicę.

- Mogę panią o coś zapytać? - zatrzymała się przede mną. Wzruszyłam ramionami. 

- Tak? 

- Bo ja biorę udział w grze miejskiej. I chciałam o coś zapytać... - urwała niepewna mojej reakcji. Milczałam, więc uznała to za przyzwolenie. A ja byłam ciekawa.

- ... I mam takie zadanie, żeby zapytać spotkaną osobę... Gdyby mogła powiedzieć coś samej sobie z przeszłości, to co by to było?

Zaciągnęłam się końcówką mentola. Co? Nie wiem. Obstaw Euro. Kupuj bitkoiny. Nie jeść nietoperzy... Nie wiem. WIEM.

- Uważaj, o czym marzysz, bo ci się spełni. 

Zgasiłam papierosa. Dziewczyna podziękowała i poszła dalej moknąć. A ja zrozumiałam, że to jest właśnie to, co ściąga mnie w dół. Moje spełnione marzenie. I to był początek końca...


Komentarze